Jest wiele pytań, których nie wypada zadawać, jest sporo pytań, które są kłopotliwe, bo odpowiedzi na nie są skomplikowane, jest także niemało pytań naiwnych, na które nie ma sensu odpowiadać. Dzisiaj zaś chcę poruszyć kwestię pytania, które doprowadzają do wrzenia krew wielu poliglotom. To pytanie: "Ile znasz języków?".
Będzie to artykuł cokolwiek autobiograficzny :)
Jedną z moich największych miłości (oprócz twórczości literackiej, czytania, gry na pianinie, tańca, oglądania filmów, kontaktu z przyrodą i zwierzętami) jest nauka języków. Nie wiem natomiast, czy mam tzw. zdolności. Nigdy się nad tym porządnie nie zastanowiłam.
Mam pamięć troszkę jak sito, nie cierpię wkuwania, wszystko muszę zrozumieć, więc muszę najpierw uporządkować logicznie to, czego chcę się nauczyć. Jeśli już w ogóle można mówić o takich podziałach – mam umysł humanistyczno-ścisły, w dodatku z mocnym zacięciem artystycznym i potrzebą twórczości.
Jako dziecko nie mieszkałam ani nawet nie byłam za granicą, nie miałam w rodzinie ani w otoczeniu nikogo, kto znałby dobrze chociaż jeden język obcy; prywatne lekcje języków obcych mogłam sobie zafundować dopiero, gdy zaczęłam sama na nie zarabiać; nie miałam w rodzinie ani w otoczeniu żadnych cudzoziemców i nikt nie zachęcał mnie do nauki języków. Nie miałam więc łatwych początków. Dlatego więc każdego z języków, jakimi choć trochę mówię, zaczynałam się uczyć sama.
Czy mam jakiekolwiek predyspozycje czy uzdolnienia? Tak, do grania na pianinie, do pisania opowiadań, do śpiewu, do tańca, do twórczości plastycznych. Prawdopodobnie jednak do języków jestem uzdolniona przeciętnie, a już jeśli chodzi o sprawność pamięci – bywa gorzej niż średnio. Moje roztargnienie nie bierze się przecież z powietrza: zapominam, gdzie położyłam ważne dokumenty, zapominam o imieninach, urodzinach, bywa że zapominam zjeść obiad etc. Zapominam więc także w niesamowitym tempie słówka, których się nauczyłam.
Podsumowując: nie miałam zaplecza w dzieciństwie, nikt nie inwestował w moją naukę języków, czyli nie miałam dobrego startu. Raczej nie jestem też predysponowana do łatwego nauczenia się języka obcego, a już więcej niż jednego, to z całą pewnością nie!
Dlaczego więc skutecznie uczę się kolejnych języków obcych i gdyby nie to, że brakuje mi na to czasu, chętnie pouczyłabym się jeszcze 2–3 nowych?
Dlatego że uwielbiam czynność uczenia się języka, który istnieje, a którego ja nie znam. Uwielbiam poznawać obcy język, bo poznaję inny sposób myślenia, postrzegania świata, żeby poznać inny punkt widzenia, obcą mi kulturę. Moją główną motywacją do nauki języków obcych jest ciekawość.
Kiedy byłam mała, nie mogłam jeździć za granicę, ale mogłam "wędrować" po świecie, ucząc się języków obcych, przez co te obce miejsca stawały mi się bliższe. Jedyną więc moją motywacją była ciekawość: "Co mówią ci ludzie, których nie rozumiem?", "O czym jest ta piosenka, która mi się spodobała?", "Chcę obejrzeć i zrozumieć ten film, chociaż istnieje tylko w wersji oryginalnej", "Chcę porozmawiać z tym człowiekiem, ale on nie zna polskiego", "Marzy mi się, by przeczytać tę książkę w obcym języku, bo nie ma tłumaczenia, a podobno jest świetna". Dopiero potem, gdy już zaczęłam podróżować i wykorzystywać za granicą znajomość języków, a także gdy dzięki niej miałam pracę, doszły kolejne motywacje, tzw. pratyczne; na początku zawsze była to czysta ciekawość, chęć poznania tego czegoś, czego nie rozumiem, a co chciałabym zrozumieć. Lubię rozumieć.
Co odpowiedzieć na pytanie z początku artykułu?
Podstawowa kwestia: co to znaczy znać język? Oczywiście dyskusji na ten temat było mnóstwo i nie ma wniosku kończącego temat. Jeśli przyjmę kryterium, że znam język, jeśli mówię, piszę i rozumiem go biegle, to... być może znam jeden język – polski. Jeśli chodzi o możliwość rozumienia, to mniej więcej rozumiem, o co chodzi w tekście pisanym po rosyjsku, po portugalsku, po ukraińsku, po słowacku i po czesku (choć tych czterech ostatnich nigdy się nie uczyłam); ale nie powiedziałabym, że znam rosyjski, portugalski ani tym bardziej ukraiński, czeski czy słowacki. Z łaciny pamiętam już tylko przysłowia lub cytaty, no jeszcze podczas urlopowego zwiedzania wiem, o co chodzi w starożytnych czy średniowiecznych napisach, kiedy są po łacinie :).
Copyright © by Nika Fronc-Iniewicz, luty 2015. All rights reserved.
Nie ma więc, moim zdaniem, definitywnej odpowiedzi na pytanie, co to znaczy znać język. Każda odpowiedź jest słaba i do podważenia. Kiedy mam gorszy dzień, trudno mi wysłowić się nawet po polsku; szukam słów, mam je na końcu języka i nie mogę sobie przypomnieć... Kiedy jestem zmęczona, bardzo ciężko mi szybko przełączyć się w mowie z języka obcego na inny język obcy (np. gdy rozmawiam z osobą francuskojęzyczną, wchodzi ktoś anglojęzyczny i musimy natychmiast zmienić język konwersacji na angielski).
Z tych powodów nie znajduję odpowiedzi na pytanie, iloma językami mówię. Mogę powiedzieć o sobie, że pracuję w pięciu językach, według porządku alfabetycznego: angielskim, francuskim, hiszpańskim, polskim i włoskim. Uczę się niemieckiego i z pewnością za jakiś czas włączę go do języków z_na które tłumaczę i których nauczam. Trochę znam też rosyjski, łacinę i portugalski, ale nie używam ich w pracy, mało w życiu prywatnym. Być może wezmę się kiedyś porządnie za naukę rosyjskiego i portugalskiego, może i innych języków (ale łacinę raczej już sobie odpuszczę), ale pewnie nigdy nie będę umiała podać dokładnej liczby języków, które znam.
Pewną wyręką są dla nas podziały na poziomy. Przyjęło się, że określamy znajomość języka literami (A, B, C) i cyframi (1, 2). Jest to dla nas pewną pomocą, ale przecież najczęściej lepiej znamy dany język obcy biernie niż czynnie, łatwiej nam mówić niż pisać (lub odwrotnie). Potrzebujemy więc do opisania stopnia znajomość np. aż 3 oznaczeń: ktoś umie czytać i pisać po węgiersku na poziomie B1, ale już rozumienie ze słuchu tylko A2, a wypowiedzi ustne niestety A1. I robią się schody! Dlatego nienawidzę pytań o znajomość języków, bo potrzebowałabym godziny, by sprecyzować, w jakim stopniu znam każdy z moich języków. A w dodatku to się zmienia z miesiąca na miesiąc, z roku na rok: znajomość jednego języka pogłębiamy, a innego języka używamy tak rzadko, że stopniowo go zapominamy...
A jeszcze dodajmy, że język jest tworem żywym i nie obchodzi go, że chcielibyśmy mieć w nim wszystko klarowne. Odmiana europejska języka hiszpańskiego różni się nieco od odmian amerykańskich (a tu, z kolei kubański hiszpański jest inny niż argentyński, a ten inny niż meksykański); brytyjski angielski różni się od amerykańsko-kanadyjskiego angielskiego, a ten od australijskiego angielskiego; włoski na północy to całkowicie inny włoski niż włoski na południu Włoch itd., itp. W takim razie czy znamy francuski, jeśli nie znamy słownictwa szwajcarskiego, nieco odmiennego od francuskiego we Francji? Czy można powiedzieć o znajomości angielskiego, jeśli znamy tylko jedną odmianę, np. tę, którą mówi się w Stanach Zjednoczonych? Czy jeśli nie wymawiamy z akcentem madryckim, lecz kubańskim (czy nie argentyńskim, lecz meksykańskim), to znamy hiszpański? Podobnie z innymi językami. A może to nie w porządku powiedzieć, że znamy język, gdy nie znamy jego wszystkich odmian?! Koszmar!
Jestem pasjonatką języków, ale i samoukiem, może dlatego uważałam (błędnie), że nie znam żadnego języka obcego, skoro nie znam go tak dobrze jak znam polski. Czego jestem pewna teraz, a o czym nie wiedziałam w podstawówce: znać język to nie znaczy mówić bezbłędnie zawsze i wszędzie. Posługując się językiem obcym, nie zawsze wiemy, jakiego słowa użyć, nie zawsze jesteśmy pewni, jakiej struktury użyłby w tym momencie jego rodzimy użtkownik. To nie znaczy, że nie znamy danego języka! To tylko wskazówka, że trzeba się go więcej uczyć, żeby następnego dnia znać go troszkę lepiej niż dziś. Nawet w języku ojczystym robimy błędy, niestety. To nie znaczy przecież, że nie znamy rodzimego języka. Ważne jednak, by sobie uświadamiać, jakie to błędy, by się WCIĄŻ uczyć, jak mówić poprawnie po polsku, żeby się WCIĄŻ uczyć języka obcego.
Dlatego zawsze jestem bezradna, gdy ktoś zadaje mi pytanie tytułowe tego artykułu, bo mam świadomość, że cokolwiek powiem, to nie będzie odpowiadało rzeczywistości. Zwłaszcza gdy wezmę pod uwagę moją nie-pamięć do słowek :) Niestety znajomość każdego języka (nie tylko obcego) to moim zdaniem żywy, pulsujący twór: dzisiaj umiesz więcej lub mniej niż wczoraj, umysł bowiem stara się wyczyścić swoje zasoby z informacji, do których nie siągamy lub po które sięgamy rzadko. Jeśli nie używamy na co dzień języka (nawet rodzimego, ojczystego!), to mózg stopniowo go zapomina. Czyli nie ma innej drogi niż CIĄGLE POWTARZAĆ to, czego się nauczyliśmy, codziennie UCZYĆ SIĘ nowej dla nas części gramatyki, nowych słówek i idiomatyki. Powodzenia!